W poprzednim odcinku pisałam o tym, dlaczego warto planować. Dziś z kolei zajmiemy się tym, co do planowania jest absolutnie niezbędne, a z czego można – przynajmniej na początku zrezygnować i dlaczego nasz portfel wcale nie musi wpadać w panikę.
No dobrze – jesteśmy pełni zapału, chcemy planować, wpisujemy więc w wyszukiwarkę „planer” i… dostajemy oczopląsu. Planerów – mam tu na myśli połączenie kalendarza z dodatkowymi elementami typu tabelki do planowania budżetu, treningów, posiłków i czego tam sobie jeszcze nie wymyślimy – jest po prostu mnóstwo. Co wybrać???
W dodatku ceny tych wszystkich rzeczy wcale nie są małe, więc często odpada opcja „a kupię sobie i zobaczę, czy mi się przyda”.
Kiedyś trafiłam właśnie na reklamę planera z bardzo ładną okładką. Uwielbiam wszystkie papiernicze cuda, więc ładna okładka zaczęła mocno kusić. Zaczęłam zagłębiać szczegóły oferty i w pewnym momencie doszłam do wniosku, że te wszystkie tabelki wyglądają super, ale…
Ale jest mała szansa, że będę z nich korzystać, bo jednak najlepiej planuje mi się na czystej kartce papieru…
Choć moje biurko wcale na to nie wskazuje w planowaniu jestem minimalistką. Nie potrzebuję do planowania ani naklejek, ani wspaniałych notesów, ani zestawu pisaków we wszystkich kolorach tęczy. Używam tych rzeczy, bo lubię i notesy i pisaki i naklejki, ale moją bazą do planowania jest po prostu kartka papieru i długopis.
Przez długi czas miałam problem z używaniem kalendarza. Nie wiedzieć czemu po dwóch tygodniach korzystania z niego po prostu zapominałam o tym, by zapisywać w nim cokolwiek, a potem denerwowały mnie puste strony. Bardzo nad tym ubolewałam i miałam wrażenie, że jestem wyjątkowo niezorganizowaną osobą skoro nawet z kalendarza nie potrafię korzystać.
Dużo później uprzytomniłam sobie, że nie potrafiłam korzystać z tradycyjnego kalendarza, bo on mi po prostu w niczym nie pomagał, a jedynie był dodatkowym obowiązkiem – bo przecież trzeba go było uzupełniać sprawami, o których i tak pamiętałam.
W momencie w którym liczba spraw do zapamiętania przekroczyła możliwości zapamiętywania na bieżąco – w magiczny sposób zaczęłam bez najmniejszych problemów korzystać z kalendarza, by potem – również bez większych problemów przerzucić się na czysty notes.
Dlatego też, gdy zastanawiamy się czy i co kupić by zacząć planować, powinniśmy zacząć od pytania „a co by mi ułatwiło życie?”
A jeśli na to pytanie nie ma jakiejś konkretnej odpowiedzi, naprawdę radzę zacząć od kartki papieru i czegoś do pisania.
Żeby bowiem efektywnie korzystać z jakiegokolwiek planera, należy najpierw mieć jakiś system planowania, do którego ten planer czy kalendarz dopasujemy, a nie na odwrót.
Ale jak ten system planowania wymyślić? Zwłaszcza jeśli jeszcze nigdy czegoś takiego nie robiliśmy?
Tu właśnie przydaje się ta czysta kartka papieru – można na niej testować różne pomysły i bez większego żalu wyrzucić, jeśli dany pomysł okaże się nieudany.
Na kartce papieru można narysować sobie plan tygodnia, czy miesiąca, można zrobić listę zadań z podziałem na takie kategorie na jakie chcemy, można zapisać harmonogram działań, opracować jakiś projekt czy stworzyć listę codziennych czynności.
Na kartce papieru można generalnie wszystko. Jednocześnie kartka papieru wcale nie zachęca do tego, by to wszystko robić – to nie notes, w którym chcemy zapełnić wszystkie kartki, ani planer w którym chcemy wypełnić wszystkie tabelki, ani nawet kalendarz w którym każdy dzień aż się prosi, aby go zapełnić listą zadań. Na kartce papieru piszemy tylko to, co niezbędne.
Jednocześnie kartka papieru nie deprymuje – to nie planer, na który sporo wydaliśmy ani nie super notes, którego nam „szkoda”. Jak coś pójdzie nie tak, to bierzemy nową kartkę i zaczynamy od początku.
Nawet teraz, kiedy mam już swój ulubiony notes i ulubione tabelki i schematy, gdy mam zaplanować coś większego albo uporać się z nawałem pracy – biorę kartkę papieru – właśnie po to, by z jednej strony się nie ograniczać, a z drugiej – by nie być zobowiązana do zachowywania jakichkolwiek standardów estetycznych.
No dobrze – mamy kartki na których eksperymentujemy, niektóre eksperymenty są udane, inne mniej – choć tak naprawdę ten „nieudany” eksperyment też jest udany – mówi nam, co się u nas nie sprawdza, a to też cenna informacja, co dalej?
Dalej wszystko zależy od tego, co działało, a co nie.
Jeśli okazało się, że lubimy patrzeć na miesiąc z lotu ptaka – można sobie ułatwić życie i tabelki miesięczne albo drukować z internetu (np. tu), albo kupić gotowy notes (np. tu), albo samemu sobie taki szablon tabelki wyprodukować.
Jeśli dojdziemy do wniosku, że pozostajemy przy tradycyjnym kalendarzu – pozostaje znaleźć odpowiedni model (u mnie przez kilka lat świetnie sprawdzały się terminarze nauczycielskie – częściowo z racji wykonywanej pracy, częściowo dlatego, że miały wygodny rozkład tygodniowy – dużo miejsca na zapiski)
Jeśli uznamy, że nic, co jest dostępne nas nie satysfakcjonuje – pozostaje kupić pusty notes. Ja obecnie używam Planera Pełnego Czasu, fajne notesy można też kupić w sklepie Devangari-art, wcześniej korzystałam z memo book i też się sprawdzał.
A możemy też uznać, ze kartka papieru w zupełności wystarczy i nie kupować niczego szczególnego.
Najważniejsze jest to, by wiedzieć, czego potrzebujemy i pod tym kątem szukać, a nie na odwrót.
A pisaki, kolorowe taśmy i naklejki można sobie kupić niezależnie od wszystkiego – jeśli tylko ma się na to ochotę (ja miewam bardzo dużą)
W następnym odcinku opowiem o obawach, które mogą się pojawić na myśl o planowaniu, a które potrafią skutecznie powstrzymać nas przed snuciem planów i pozostawianiem wszystkich pomysłów w kategorii „marzenia”.