– Kochanie, musisz sobie znaleźć jakąś rozrywkę – powiedział mąż. – Musisz co jakiś czas wyjść z domu i trochę się oderwać od tego wszystkiego.
Szalenie łatwo jest – jak się okazuje – w całym tym natłoku codziennej pracy zapomnieć o tym, że też się potrzebuje odpoczynku, jakiejś rozrywki i – przede wszystkim – płodozmianu. Zaczęłam się więc intensywnie zastanawiać nad jakąś „rozrywką poza domem”. I tu pojawił się problem. Bo ja jestem strasznym domatorem i spokojny wieczór z książką czy przy maszynie do szycia często kusi mnie dużo bardziej niż jakieś wyjścia. Tym bardziej, że teraz wieczorami często jestem tak zmęczona, że ostatnie o czym marzę to wychodzenie gdziekolwiek.
Myślałam więc intensywnie, aż tu nagle samo się wymyśliło.
Anna Sławińska zorganizowała kolejne „patchworkowe darcie pierza” na którym miały być szyte workoplecaki dla dzieci z Tanzanii (o całej akcji można poczytać TUTAJ)
Idealnie – pomyślałam. – Jest wyjście z domu? Jest. Jest szycie? Jest. W dodatku można zrobić coś pożytecznego dla dzieci – a od czasu gdy jestem mamą, jestem szczególnie czuła na robienie „czegoś pożytecznego dla dzieci”
Tak więc się wybrałam.
Dlaczego warto się na takie spotkania wybierać? Nawet jeśli nie jest sie zwariowaną mamą, która musi wyjść z domu, żeby nie zwariować do końca?
Po pierwsze dlatego, że na takich spotkaniach są ludzie, którzy też lubią szyć. A już dawno temu stwierdziłam, że najlepszym sposobem szukania znajomych i nie tylko, jest bywanie w miejscach, w których pojawiają się ludzie, którzy lubią robić to, co ja. I nie ma znaczenia czy chodzi o szycie, czy o gotowanie, czy o wycieczki po górach. Chodzi o to, że z kimś, kto ma podobne zainteresowania łatwiej znaleźć wspólny temat do rozmowy.
Po drugie – bo takie spotkania mogą być bardzo inspirujące. Wiele razy czytając różne blogi dotyczące szycia czy robienia na drutach zastanawiałam się skąd ich autorki biorą takie fajne pomysły. Teraz wiem – pomysły biorą się między innymi z oglądania cudzych prac. I nie polega to na tym, że się robi identyczną rzecz. Uszyłam kiedyś patchwork zainspirowany zdjęciem z internetu. Nikt by nie odgadł, że to właśnie ten patchwork był inspiracją – poza kolorem nie mają ze sobą nic wspólnego. To czasem kwestia szczegółu, który zwrócił uwagę, połączenia kolorystycznego, materiału. W każdym razie od czasu, gdy zaczęłam i pod tym kątem patrzeć na to, co robią inni – mam więcej pomysłów na swoje własne „dzieła”.
Po trzecie – można się nauczyć czegoś nowego. Na tym spotkaniu na przykład nauczyłam sie szyć workoplecaki. I tak – jest mnóstwo tutoriali w internecie. Ale na żywo jest szybciej i łatwiej pewne rzeczy zrozumieć. Łatwo też zawołać „Hej, czy ktoś już wszywał podszewkę? W którym miejscu trzeba ją dołączyć?” I zaraz się znajdzie ktoś, kto podszewkę już wszył i pokaże co i jak.
Po czwarte – bo można razem coś zrobić. Jak to podsumowała jedna z uczestniczek spotkania – mogłaby taki plecak uszyć sama w domu, ale tam ciągle coś staje na przeszkodzie i się to odkłada. A jak się spotyka na wspólne szycie – to mobilizacja do szycia jest dużo większa.
Tak więc byłam, uszyłam i na następne takie spotkanie – jeśli tylko będę mogła – też się wybiorę.
W końcu – nawet zwariowana mama od czasu do czasu musi się wyrwać z domu…
… i poszyć sobie gdzieś indziej.