– Ech, chętnie wróciłbym do czasów dzieciństwa…
– Kiedy sie było dzieckiem, nie miało się tylu problemów…
Pokutuje jakiś mit „szczęśliwego i beztroskiego dzieciństwa” – czasu, kiedy się nie miało żadnych (poważnych) problemów, kiedy wszystko było takie piękne i cudowne.
A jak jest naprawdę?
Synek bawi się na kocyku. Chwyta piłkę. Piłka jest zrobiona z takiej jakby siatki (przypomina fulereny) więc dobrze się ją chwyta. Próbuje wsadzić piłkę do buzi. Nie tylko nie wchodzi, ale jak się dodatkowo ma pecha, to się ustami natrafi akurat na dziurę, więc nie można jej nawet polizać. No więc – płaczemy.
Dalej chwyta pluszową owcę. Owca ma duży biały pyszczek, który nieco przypomina pierś. Synek ucieszony, że właśnie oszukał system i znalazł alternatywne źródło mleka usiłuje się przyssać. Niestety – owca nie daje mleka. A więc – płaczemy.
Potem grzechotka – tę można na upartego wsadzić do buzi, ale ręce jeszcze nie do końca się słuchają i grzechotka zamiast do buzi trafia gdzieś indziej. Co robimy – oczywiście płaczemy.
W końcu matka lituje się nad dzieckim i wsadza mu do buzi gryzak. Wreszcie spokój? Nie. Gryzak okazuje się niesmaczny. Efekt łatwy do przewidzenia.
Wreszcie synek znajduje sobie odpowiednią zabawkę. Jest to ręka mamy. Można łatwo chwytać za palce, ruszać nimi, nie ucieka, gdy się ją wypuści z ręki, jest ciepła i co najważniejsze – można sobie palec mamy włożyć do buzi i zacząć ssać. I to wreszcie ma odpowiedni kształt i smak.
Jak się jest takim niemowlakiem, to naprawdę nie ma się w życiu lekko.