zalet blogowania na pół-poważnie jest to, że człowiek uczy się różnych rzeczy
niejako mimochodem. Założyłam bloga, zaczęłam czytać o tym jak go dobrze
prowadzić, przeczytałam o roli mediów społecznościowych w prowadzeniu bloga i
zaczęłam myśleć o założeniu konta na Instagramie.
jeden – nie przepadam za robieniem zdjęć. Nie mam cierpliwości do szukania
dobrego światła, ustawiania dodatków, pilnowania, żeby jakieś cienie nie weszły
w kadr i tak dalej. Zdecydowanie bardziej wolę pisać. Doszłam jednak do
wniosku, że to może być fajne uzupełnienie bloga, a jedno zdjęcie raz na jakiś
czas jestem w stanie zrobić.
założyłam sobie konto, zaczęłam wstawiać zdjęcia i nie wiadomo jak i kiedy
bardzo się wkręciłam. Nawet nie w samo robienie zdjęć – choć nie da się ukryć –
robię ich teraz więcej i nawet zaczynam się myśleć o tym, co zrobić by były
przyzwoite, ale w prowadzenie profilu. Cała zabawa polega bowiem nie
tylko na tym, by wstawiać zdjęcia, ale także by te zdjęcia budziły jakieś
reakcje innych.
jest oczywiście wiele poradników „Jak prowadzić popularne konto na
Instagramie”, ale ponieważ część porad jest dla mnie na razie
niewykonalna, a z częścią – jak to ja – po prostu się nie zgadzam więc zaczęłam
opracowywać swoją własną strategię. Nie jest to strategia najbardziej efektywna
ani najbardziej skuteczna, ale przynosi pewne efekty, jest dostosowana do moich
możliwości czasowych i – co najważniejsze – daje mi frajdę z tego wszystkiego.
ona polega? Od czego trzeba zacząć?
działania nie mają większego sensu
jest ustalenie celu tego „instagramowania”. Jak się tak człowiek naczyta
o tym, co robić, by mieć super-hiper konto to można się mocno zniechęcić. A jak
jeszcze zacznie czytać porady dla tych, dla których media społecznościowe są
ważnym elementem prowadzenia biznesu, to w ogóle dojdzie się do wniosku, że nie
ma co się za to zabierać. Kiedy ustaliłam, że na razie Instagram ma mi
służyć do poznania ludzi, którzy lubią robić to, co ja i mogą być
zainteresowani tym co robię i o czym piszę – presja zdecydowanie zmalała.
– to o czym pisać?
pomyłka. Zdjęcia na Instagramie można – i według mnie warto – opisywać. Sama
nie lubię zdjęć, którym nie towarzyszy jakiś opis, tylko na przykład same
hasztagi. Najbardziej lubię czytać właśnie te opisy pod zdjęciami. Dlatego
postanowiłam, że każde zdjęcie, które opublikuję, będzie miało jakąś historię w
tle. Historia ma dodawać trochę życia, a poza tym – dobra historia
maskuje braki w warsztacie fotograficznym.
jednym z poradników przeczytałam, że ludzie niezbyt lubią czytać długie opisy,
ale po pierwsze – moje opisy nie są bardzo długie, bo pisze je na telefonie, a
niewygoda takiego pisania skutecznie hamuje moje zapędy, a po drugie… Ludzie,
którzy nie lubią czytać niekoniecznie stanowią grupę do której chciałabym
dotrzeć…
często coś publikować?
początku wpadłam na pomysł robienia jednego zdjęcia dziennie, ale ten pomysł
upadł szybciej niż zdążyłam wprowadzić go w życie. Generalnie trzymam się
zasady, że jak mam czas, to piszę, robię zdjęcia, publikuję, a jak nie mam, bo
są ważniejsze sprawy – to się tym nie zamartwiam. Niemniej jednak narzucenie
sobie jakiegoś planu dobrze robi, bo nawet jeśli nie uda się go zrealizować, to
jednak jest się nastawionym na szukanie pomysłów, na myślenie o tym, co napisać
i potem – kiedy już będzie trochę czasu – jest łatwiej.
i inne tego typu akcje to coś w co warto wchodzić
początku mojej przygody z Instagramem pojawiło się wyzwanie szyciowe u Joulenki
– trwało chyba dwa tygodnie i polegało na tym by codziennie wstawiać zdjęcie na
zadany temat. Raz trzeba było wstawić swój portret, raz zdjęcie maszyny do
szycia, raz ulubionych materiałów i tak dalej. Zdjęcia opisywane były
specjalnymi hasztagami tak, by osoby biorące udział w wyzwaniu mogły łatwo trafić
do innych osób.
warto się w takie coś bawić?
dlatego, że – przynajmniej w moim przypadku – zadany temat bardzo rozbudza
pomysłowość. Trzeba wpasować się w temat, a jednocześnie zrobić coś po swojemu.
W dodatku jest to motywacja do regularnego publikowania.
wyzwanie sprzyja odwiedzinom u różnych osób. Można w ten sposób trafić na
ciekawe profile i na odwrót – inni mogą trafić do nas. A o to w końcu w tym
chodzi.
hasztag nie jest zły
poznałam, gdy jedno ze zdjęć podpisałam hasztagiem #batik i jakieś trzy sekundy
później zaczął mnie obserwować indonezyjski sklep z batikami. Dzięki
odpowiednim hasztagom mogą nas znaleźć osoby, dla których to, co publikujemy
może być interesujące. Dlatego staram się od czasu do czasu dodawać jakiś
hasztag zupełnie nie związany z patchworkiem i szyciem – może ktoś jeszcze nie
wie, że ciekawią go patchworki i przez przypadek trafi do mnie po hasztagu
#dzieckośpi i też się wkręci?
wtrącać swoje trzy grosze gdzie się da
mogę – mam czas i warunki – oprócz „polubiania” zdjęć, piszę
komentarze. Sama bardzo lubię, gdy ktoś komentuje moje zdjęcia, więc gdy coś mi
się spodoba albo mnie zaciekawi – dlaczego mam o tym nie napisać?
komentarzy nie piszę. Nie widzę w tym sensu.
tam, gdzie bardzo dużo osób komentuje
miewam opory przed pisaniem komentarzy u osób, który tych komentarzy pod każdym
postem mają multum. Jeśli mają ich tak dużo, to mojego mogą nawet nie zauważyć
– myślałam. Jednak kilka razy po takim komentarzu ktoś zaczynał mnie
obserwować. Ktoś kto obserwował również osobę, którą skomentowałam. Tak więc –
warto.
Są takie chwile, kiedy nic nie chce współpracować. Zdjęcia nie chcą się ładować, post nie chce się publikować, internet nie działa, mimo że powinien.
Kiedy kolejne próby rozwiązania problemu kończą się niepowodzeniem, powtarzam sobie, że ani świat, ani moje życie się nie zawali jeśli czegoś nie umieszczą/nie skomentuję/ nie opiszę i że tym wszystkim należy się zajmować do tego momentu, do którego to sprawia przyjemność.
I między innymi dlatego pewne rady fachowców nie mają u mnie zastosowania a z innymi się nie zgadzam.
Przy okazji – gdyby ktoś kiedyś chciał umieszczać na blogu zdjęcia z instagrama tak, jak ja w tym wpisie używając kodu osadzenia i użycie tego kodu powodowałoby, że zdjęcia się nie ładują, to zamiast rwać włosy z głowy warto wyłączyć komputer, pójść spać i spróbować następnego dnia rano – szczególnie, jeśli jest się w miejscu, w którym internet zachowuje się… różnie.
Ja na szczęście włosów z głowy nie rwałam, bo wcześniej wpadłam na pomysł, że to jest naprawdę dobry powód do otworzenia opakowania czekoladowych beczułek.