Kwiecień miesiącem wykańczania rozgrzebanych prac?
Niezupełnie, ale pomyślałam sobie, że pokażę tu kilka rozpoczętych projektów, trochę o nich opowiem, a potem będę publikować postępy prac i – mam nadzieję – za jakiś czas – końcowy efekt.
Te pięć prac to oczywiście zaledwie kropla w morzu moich niedokończonych projektów, ale gdybym chciała opisać wszystkie rozgrzebane rzeczy i wszystkie materiały na które mam pomysł to wyszłoby z tego jakieś trzytomowe dzieło. Zacznijmy więc skromnie od pięciu.
Co więc biorę na warsztat w kwietniu?
Pierwszy projekt to sukienka dla córci. Zaczęło się od tego, że byłam ostatnio na targach Woolfashion i oprócz obejrzenia mnóstwa włóczek (i kupienia kilku) miałam okazję pooglądać sobie też trochę gotowych prac. I zauważyłam, że inni dziergają dużo ściślej niż ja. Co więcej – taka zwarta i równa dzianina podoba mi się bardziej niż moje własne wyroby. Postanowiłam więc spróbować i zobaczyć, czy ja też będę w stanie dziergać w taki sposób. Padło na dziewczęcą sukienkę. Wzięłam największy rozmiar, bo znając moje tempo i skłonność do porzucania prac na czas dłuższy, nie chciałam ryzykować, że córka wyrośnie zanim skończę. Zabrałam się dziarsko do roboty i dopiero gdy już zrobiłam kilkanaście rzędów, uświadomiłam sobie, że wprawdzie nabrałam na druty sto siedemdziesiąt sześć oczek – jak podawał wzór, ale nie zrobiłam żadnej próbki, więc w zasadzie nie wiadomo czy te sto siedemdziesiąt sześć oczek ma cokolwiek wspólnego z wybranym rozmiarem. Kiedy jednak zmierzyłam to, co już zrobiłam, okazało się, że zupełnym przypadkiem rozmiar jest zbliżony.
A czy udaje się dziergać ściśle? Tak. Udaje się, choć początkowo było to nieco męczące, ale zaczęłam nabierać wprawy (oraz tempa) i jestem bardzo zadowolona z efektu. Od teraz wszystko będę tak dziergać.
Jakby ktoś być ciekaw – tu znajduje się wzór sukienki. Ja nie będę robić kieszonki oraz zapewne zapięcia na ramionach. Dzianina powinna być wystarczająco elastyczna, aby bez problemu taką sukienkę założyć.
Drugi projekt to mozaikowy szal robiony szydełkiem. Bardzo mi się podoba ten ścieg, bardzo podoba mi się efekt jaki daje włóczka ombre. Jedyny problem to czas – to się dzierga bardzo wolno – nie dość, że robi się go półsłupkami, to jeszcze trzeba uważnie je liczyć, bo między nimi muszą być przerwy, które w następnych rzędach wypełnia się słupkami. Dzierganie tego szala i oglądanie serialu odpada – muszę bardzo skupiać wzrok na robótce. Na szczęście można to spokojnie robić przy audiobooku. Natomiast małe są szanse, bym skończyła ten szal w kwietniu. Na razie były dopiero dwie zmiany kolorów, a przede mną jeszcze dziesięć. W dodatku wciąż nie jestem pewna, czy ten cieniowany motek wystarczy – być może będę musiała domówić jeszcze trochę włóczki, żeby szal miał odpowiednią długość. Wzór znalazłam w internecie w różnych miejscach, ale powtarzającą się nazwą jest Nya mosaic blanket. W moim szalu go odrobinę zmodyfikowałam. Zawsze mam problem przy takich w sumie prostych wzorach – czy w ogóle jest sens oznaczać autora, bo wprawdzie ktoś go opublikował, ale jest to na tyle prosty schemat, że mogę sobie doskonale wyobrazić, że kilka innych osób zupełnie niezależnie ułoży taki sam wzór (podobny problem mam ze ściegami haftu czarnego). I czy moja modyfikacja już jest moim własnym wzorem, czy wciąż pracą na motywach. Nie mam pojęcia, ale ponieważ szal robię na własny użytek, nie jest to większy problem.
Przechodzimy teraz do dwóch projektów szyciowych.
Kiedy zaczęłam chodzić na zajęcia „szczęśliwy kręgosłup” zorientowałam się, że potrzebne mi coś niewielkiego na rzeczy, które zabieram ze sobą na salę – telefon, chusteczki, klucz do szafki i tak dalej. Postanowiłam więc uszyć sobie kosmetyczkę z pętelką do trzymania i wewnętrzną kieszonką. Pierwszy szyłam ze skrawka chusty do noszenia dziecka. Bardzo mi się takie chusty podobają, choć żadnego ze swoich dzieci w chuście nie nosiłam. Chusta bardzo się strzępi, więc trzeba na to uważać, ale po podklejeniu flizeliną szyje się bez problemów. Kosmetyczka utknęła na etapie szycia tego paska do noszenia, ale już naprawdę niewiele zostało.
Czwarty projekt to bardzo stary ufok (przypominam skrót UFO oznacza UnFinished Object). Dawno temu, jeszcze przed pandemią na spotkaniu patchworkowym szyłyśmy takie bloki z różnej wielkości prostokątów i kwadratów. Najpierw zszywało się paski o różnej szerokości, a potem to cięło na kolejne paski i znowu zszywało. Na koniec trzeba było pozszywać wszystkie otrzymane kwadraty w całość. Tego ostatniego nie zrobiłam na spotkaniu, bo zabrakło mi czasu, a poza tym nie do końca wiedziałam, co chcę dalej zrobić z tym patchworkiem i w jaki w związku z tym ma mieć kształt. Kwadraty wylądowały więc w pudle i dopiero teraz postanowiłam zrobić z nich torbę. Zszyłam je więc w dwa prostokąty, pocięłam na kawałki dżinsowe spodnie (to tak zwany upcycling – brzmi lepiej niż „szycie ze starych spodni”, choć wychodzi dokładnie na to samo) i jestem na etapie pikowania paneli na torbę. Czeka mnie jeszcze sporo pracy, bo wewnątrz mam zamiar uszyć ze dwa rodzaje kieszonek, wszyć listwę z zamkiem (a jeszcze nie wiem, jak to się robi), ale mam nadzieję, że ostatecznie wyjdzie fajna torba.
Ostatni projekt, to projekt, w którym trudno mówić o dokończeniu go w kwietniu – to tak zwany SAL (stitch along) – projekt ze strony peppermintpurple.com, w którym co tydzień publikowany jest fragment wzoru i tak będzie przez rok. Jak widać, utknęłam po dwóch tygodniach, a było już ich dwanaście. Tu mam zamiar po prostu nadgonić. Przy okazji – haft na czarnej kanwie jest bardzo męczący. Nie polecam.
Tak prezentują się projekty do wykończenia. Czy rzeczywiście mam zamiar wykończyć je w kwietniu?
Cóż… Chciałabym. Ale patrząc realnie – raczej nie ma szans. Ile razy chcę i coś sobie zaplanuję, tyle razy zaczynają się przytrafiać różne rzeczy, które stają na przeszkodzie. Dzieci ostatnio za nic sobie mają marzenia matki o spokojnym wieczorze spędzonym na szyciu czy dzierganiu, więc po prostu mam zamiar w kwietniu zrobić tyle, ile się da. A swoje postępy pokazywać na Instagramie.
Trzymam kciuki za realizację już zaczętych projektów :).
Dzięki 🙂 Mam nadzieję, że się uda 🙂