– Co mną kierowało, że to kupiłam? – zastanawiałam się trzymając w ręku różowy jersey w kwiatki. – Gdyby to jeszcze była tkanina miałabym masę pomysłów – od patchworku po podszewkę do torebki. Ale dzianina??? Co ja niby z tego uszyję???
Sprawa była prosta – kupiłam, bo było ładne. A że kupowałam w grupie na facebooku, w której ma się jakieś dwie sekundy na decyzję, to nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, co ja z tego uszyję.
I w ten sposób miałam w szafie materiał, który na pierwszy rzut oka nadawał sie na sukienkę dla małej dziewczynki albo na piżamę…
Właśnie – olśniła mnie nagła myśl – A może by sobie uszyć jakiś strój do spania???
Ten pomysł już na pierwszy rzut oka miał wiele zalet.
Po pierwsze – pozwalał na wykorzystanie tego różowego kawałka materiału.
Po drugie – zważywszy na to, że strój do spania nie musi być ani idealnie dopasowany (a nawet powinien mieć pewne luzy) oraz nie musi by idealnie uszyty (w nocy w końcu jest ciemno) – presja podczas szycia jest dużo mniejsza. Można sobie bez stresu przećwiczyć różne elementy.
Po trzecie – w czymś przecież trzeba spać.
Zabrałam się więc za poszukiwanie odpowiedniego wykroju. Pierwsze próby poszukiwawcze prowadziłam w internecie pod hasłem „koszulka nocna”. Niestety wyskakiwały mi tylko same koronkowe koszulki, odcinane pod biustem i mocno rozszerzane poniżej. Pomijając to, że nie miałam zamiaru szyć z koronki (a przynajmniej nie tym razem), to nie jest fason dla mnie.
Któregoś dnia kupiłam sobie nowy numer pisma „Anna, moda na szycie”. Tam znalazłam ciekawy wykrój bluzki. Bluzka nie miała rękawów. To znaczy – miała, ale nie były oddzielnym elementem, który trzeba doszyć. Ponieważ ostatnio poniosłam porażkę właśnie podczas wszywania rękawów, stwierdziłam, że możliwość pominięcia tego etapu jest warta uwagi.
Tak więc zabrałam się za szycie.
Zawsze, kiedy przerysowuję wykrój na kawałku dzianiny zastanawiam się, jak robią to profesojnaliści – mnie się wszystko przesuwa, rozciąga, linia nie wychodzi tak, jak powinna. I tak już jest lepiej bo kupiłam sobie mydło krawieckie, które jest na razie najwygodniejszym pisadłem jakie znalazłam, ale wciąż zastanawiam się, jak można to zrobić lepiej, bo na razie odrysowująć dwie identyczne części dostaję dwa różne kawałki materiału.
Postanowiłam się jednak nie przejmować i upewniwszy się który kawałek ma wymiary zgodne z wykrojem, a który jest większy, przystąpiłam do zszywania.
A nie – najpierw przez jakieś pół godziny usiłowałam zrozumieć instrukcję. Nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia, czy mojego braku doświadczenia, czy też może te instrukcje pisze ktoś, kto świetnie szyje, ale nie wychodzi mu pisanie czegokolwiek – w każdym razie instrukcja była kompletnie niezrozumiała i dojście do tego, co trzeba z czym zszywać i w jakiej kolejności zabrało mi sporo czasu.
Dodatkowo pewnym utrudnieniem było to, że w instrukcja dotyczyła szycia na zwykłej maszynie, a ja miałam zamiar użyć overlocka. To robi pewną różnicę. Niewielką, ale jednak.
Koniec końców postanowiłam szyć po swojemu i zaczęłam od zszycia wszystkich części ze sobą. Przekonawszy się, że to, co uszyłam nadaje się do noszenia, zabrałam się za wykańczanie.
I o ile szycie ubrań zawsze wydaje mi się prostsze niż szycie patchworków – w bluzce zazwyczaj wystarczą cztery szwy by można było ją założyć, o tyle wykańczanie – to już zupełnie inna bajka.
Dekolt i rękawki wykończyłam lamówką. Lamówka jest szara bo raz, że miałam taką gotową (nie lubię wycinania lamówek), a dwa – w swoich zapasach mam szary jersey w identycznym kolorze, co ta lamówka. Jeśli uszyję z niego spodenki i wykończę lamówką wyciętą z różowego materiału – będzie komplet.
Lamówkę na dekolt jak zwykle wycięłam za długą, albo za mocno naciągałam podczas szycia – tak więc dekolt nieco odstaje, rękawki z kolei nieco się marszczą, ale postanowiłam się tym nie przejmować, bo to w końcu strój do spania, a nie na przyjęcie.
Dół chciałam po prostu obrzucić overlockiem, podwinąć i przyszyć. Ponieważ jednak bluzka ma fikuśną wstawkę (w sumie mogłam ją pominąć – jej walory estetyczne są niewielkie) dolny brzeg był nieco pokręcony i podwijanie nie było takie proste (i nie wyszło tak równo, jak bym chciała). Ale – tak jak poprzednio – nie będzie mi to spędzać snu z powiek.
Kłopoty z wykańczaniem pokazały jednak, że warto zacząć od uszycia kilku bluzek bez rękawów, żeby opanować właśnie wszywanie lamówki i wykańczanie dołu, a problemem rękawów zająć się wtedy, gdy już się nabierze większej wprawy.
Warto także – jeśli tak, jak w moim przypadku – czuje się duży opór przed szyciem czegoś tylko w ramach ćwiczeń – zacząć szycie od tych części garderoby, które można nosić nawet jeśli nie są uszyte idealnie.
Tak więc bluzkę skończyłam i teraz będę szukać wykroju na proste spodenki, by mieć całą piżamę.
Podejrzewam, że spanie we własnoręcznie uszytej piżamie zapewnia lepszy wypoczynek w nocy. Nawet jeśli ma się przerwę, bo ktoś głośnym płaczem domaga się butli z mlekiem.