Czy planowanie może przerażać?
Czasem bywa tak, że jeszcze zanim się za coś zabierzemy, mamy mnóstwo wątpliwości, czy to w ogóle ma sens i czy ma szansę się udać. Nie inaczej jest oczywiście z planowaniem. Tym bardziej, że planowanie budzi różne skojarzenia (nie zawsze słuszne) i – jeśli nigdy tego nie robiliśmy – możemy nie wiedzieć, czy to wszystko ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością.
W dzisiejszym odcinku chciałam przedstawić listę takich właśnie obaw i przekonań na temat planowania, z którymi się spotkałam i skonfrontować je z tym „jak jest naprawdę” Własne doświadczenia to oczywiście tylko własne doświadczenia – inni mogą patrzeć na sprawę zupełnie inaczej, niemniej jednak, jeśli ktoś się waha, to spojrzenie z punktu widzenia osoby, która uważa, że „nie taki diabeł straszny…” może być przydatne.
A zatem:
1. „Planowanie jest bardzo trudne.”
Czy rzeczywiście? Powiem tak – zależy, co się planuje. Zaplanowanie sprawnie przebiegającego poranka (najpierw zjem śniadanie, potem umyję zęby i pościelę łóżko) trudne nie jest. Zaplanowanie napisania i obronienia pracy doktorskiej jest dużo trudniejsze. Natomiast zdecydowanie trudniejsze jest wykonywanie tych wszystkich rzeczy bez jakiegokolwiek planu. I o ile z porankiem można sobie jeszcze jakoś poradzić (choć jak patrzę na to, ile osób mówi że ma duży problem z wybraniem się do pracy to zaczynam mieć pewne wątpliwości), o tyle napisanie doktoratu bez jakiegokolwiek planu jest chyba niemożliwe.
2. „Ja się do tego nie nadaję”
Czy planowanie wymaga jakichś szczególnych umiejętności? Na pewno przydaje się umiejętność analizy sytuacji, wyciągania wniosków i takie trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Jednak nawet jeśli mamy z tym kłopoty to można się tego po prostu nauczyć. Planowanie to nie fizyka kwantowa (a i w przypadku tej ostatniej – obawa przed nią jest zdecydowanie przesadzona).
Nikt nam w końcu nie każe od razu na dzień dobry tworzyć planu podboju wszechświata. Spokojnie można zacząć od czegoś prostszego. (I o tym zresztą będę pisać w kolejnych odcinkach…)
3. „To się nigdy nie uda”
To moje standardowe zdanie w wielu sytuacjach. Kiedy coś mi nie wychodzi, od razu nasuwa mi się myśl, że to nie wyjdzie nigdy, że nigdy się tego nie nauczę i już na zawsze utknę w sytuacji bez wyjścia. Na szczęście, w miarę upływu lat mam coraz więcej doświadczeń z sytuacjami, w których najpierw myślałam, że nigdy się nie uda, a potem jednak okazało się, że się myliłam.
Z drugiej strony, czasami rzeczywiście jest tak, że mimo wielu prób coś totalnie nie idzie. Może się wtedy okazać, że to nie jest nasza wina, tylko po prostu zabieramy się za coś w nieodpowiedni dla nas sposób. (I o tym też będę pisać…)
4. „Jestem mamą…”
Ile ja się nasłuchałam na temat tego, że z dzieckiem nie da się nic zaplanować, że nawet jak się zaplanuje to plany zmieniają się co sekundę, że w ogóle jest jeden wielki chaos i tak aż do momentu, w którym dziecko wyprowadzi się z domu…
Narodziny dziecka zmieniają praktycznie wszystko – to prawda. Ale czy rzeczywiście przez najbliższe osiemnaście lat należy porzucić myśli o planowaniu czegokolwiek?
Od ponad dwóch lat (tak, tyle właśnie lat ma mój synek) jestem zdania, że przy dziecku można, a nawet trzeba planować. Na początku nie było łatwo – wydawało mi się, że faktycznie nie da rady, w każdej chwili może nastąpić jakaś katastrofa więc w ogóle nie ma sensu zabierać się za cokolwiek, ale w miarę upływu czasu okazało się, że po pierwsze dziecko rośnie i sytuacja się poprawia, a po drugie – ja się przyzwyczajam do nowego stylu życia i uczę się planowania w nowych warunkach. Paradoksalnie efekty tej nauki są – w moim przypadku – zdecydowanie lepsze niż te, które miałam zanim pojawił się synek. Dlatego nie mówię, że z dzieckiem tego, czy owego się zrobić „nie da” tylko „jeszcze nie znalazłam sposobu, jak to zrobić”.
5. „Planowanie zabija całą spontaniczność”
Przyznam się, że to zupełnie nie jest moja obawa – jest mało rzeczy, które mniej pasują do mnie niż właśnie spontaniczność. Nawet decyzje, które podejmuję szybko nie są spontaniczne, tylko są wynikiem tego, że mam sprawę przemyślaną i po prostu nadarzyła się okazja do realizacji jakiegoś celu.
Niemniej jednak jeśli ktoś lubi być spontaniczny, to planowanie stwarza ku temu okazję – planując co i kiedy będziemy robić, jednocześnie wiemy ile mamy wolnego czasu. Łatwiej wtedy „spontanicznie” pójść na spacer, bo doskonale wiemy, czy będzie się to wiązało z gorączkowym nadrabianiem zaległości, czy też nie, łatwiej się na coś „spontanicznie” zdecydować, bo wiemy ile mamy czasu i mocy przerobowych.
6. „Planowanie zabierze mi za dużo czasu.”
Planowanie wymaga czasu – to prawda. Ale nie dlatego, że trzeba rysować kolorowe tabelki, szukać naklejek czy innych takich. Planowanie wymaga czasu – bo przemyślenie tego, co chcemy zrobić i w jaki sposób wymaga czasu. Mam nadzieję, że nikogo z czytelników mojego bloga nie muszę przekonywać, że czas przeznaczony na myślenie nie jest czasem straconym.
7. „Próbowałam/łem wiele razy i nic z tego nie wychodziło”
W takim razie zapraszam do czytania tej serii postów – są pisane z perspektywy osoby, której trochę czasu zajęło znalezienie tego, co „działa” i co „wychodzi”. I nawet jeśli moje sposoby na różne rzeczy się nie do końca sprawdzą, to mam nadzieję, że opisanie tego, jak doszłam do takich, a nie innych sposobów zainspiruje do własnych poszukiwań. Im dłużej bowiem zajmuję się ogarnianiem różnych obszarów życia, tym bardziej widzę, że w planowaniu bardzo ważne (jeśli nie wręcz najważniejsze) jest aby robić to po swojemu – w sposób dostosowany do swoich możliwości, preferencji i własnych upodobań. W innym przypadku szanse na to, żeby „zadziałało” są dość nikłe.
I w zasadzie tym ostatnim akapitem mogłabym zakończyć ten wpis, bo – mam nadzieję – jest wystarczającą zachętą do czekania na kolejny. A w kolejnym odcinku serii zajmiemy się już czymś bardzo konkretnym – może się przydać kartka i coś do pisania. Naklejki i brush peny nie są obowiązkowe – choć oczywiście, jeśli ktoś ma ochotę…