Miało być inaczej. Miała być piękna wiosna, spacery z synkiem, zabawa na nowym placu zabaw, może chwila z książką dla mnie…
Miało być chodzenie do pracy i obserwowanie budzącej się przyrody.
Miało być – wreszcie – zaplanowane szycie. Marzec miał być miesiącem szycia bluzek. Miałam wybrane modele, materiały, zrobiony plan i nawet prace były już na całkiem zaawansowanym etapie.
Miało być także zaplanowane pisanie na blogu. Tematy postów wybrane, pomysły na posty na Instagramie też.
Miało być…
Ale – mówiąc prosto i krótko – nie było.
Było za to mnóstwo niepokoju, niepewności i frustracji.
Niepokojące informacje, coraz większe ograniczenia, przejście na pracę zdalną i szybkie wymyślanie jak w tej sytuacji prowadzić zajęcia – to wszystko spowodowało, że pierwszy tydzień tego całego zamieszania najchętniej spędziłabym zawinięta w koc próbując to wszystko przeczekać. Nie miałam ochoty ani na szycie, ani na pisanie ani na nic innego.
Po kilku dniach doszłam jednak do wniosku, że to bez sensu. Permanentny stan stresu wykończy mnie szybciej i skuteczniej niż cokolwiek innego, w dodatku nie zapowiada się, by sytuacja w miarę szybko wróciła do normy. Trzeba jakoś w tych nowych warunkach żyć.
Łatwo jednak powiedzieć sobie „od dziś nie stresuję się tak tym wszystkim” – trudniej spowodować, żeby tak faktycznie było. Dlatego dzisiaj chciałam opowiedzieć o siedmiu sposobach radzenia sobie ze stresem, które przez ostatnie tygodnie przetestowałam i które okazały się całkiem sensowne.
Sposób 1: Odcięcie się od nadmiaru informacji.
Kiedy co drugi post na facebooku dotyczy koronawirusa trudno zachować spokój. Zaczęłam więc wyciszać kolejne osoby i grupy. Zdecydowanie lepiej się czuję, gdy większość postów na facebooku dotyczy szycia lub jedzenia.
Przestałam też czytać komentarze pod postami, a gdy przypadkiem wpadła mi w oko niepokojąca wypowiedź zaczynałam się zastanawiać, czy jej autor ma odpowiednie kwalifikacje, by w ogóle brać jego wypowiedź pod uwagę. Internetowym specjalistom od wszystkiego stanowczo dziękujemy.
Odpuściłam też sobie intensywne śledzenie statystyk – zwłaszcza, gdy uprzytomniłam sobie, że i one wymagają odpowiedniej interpretacji oraz świadomości tego, w jaki sposób są zbierane. W związku z tym nie należy się nimi za bardzo przejmować. Sprawdzam je, ale ze zdecydowanie większym spokojem.
Sposób 2: Praca
Tak. Praca jest lekarstwem na wiele problemów. Początkowo nie było łatwo. Przestawienie się na pracę zdalną wymagało dodatkowych działań. W dodatku ciężko było mi się zabrać za cokolwiek. Ale konieczność jest najlepszą motywacją. Jak trzeba coś zrobić – to trzeba i już. Powoli, zaczynając od małych zadań wdrożyłam się z powrotem w swoje obowiązki. Praca bardzo pomaga okiełznać niepokojące myśli – po prostu nie ma się na nie czasu.
Sposób 3: Taryfa ulgowa względem samej siebie.
Nie mam chwilowo siły na pracę? W takim razie leżę na kanapie i bawię się telefonem. Nie mam nastroju na nic? W takim razie siedzę i słucham muzyki. Nic na siłę. Są dni, kiedy robię tylko tyle ile muszę, a resztę sobie odpuszczam. Paradoksalnie – taka taryfa ulgowa pozwala mi szybciej się ogarnąć i stwierdzić, że jednak mam na coś siłę.
Sposób 4: Akceptacja tego, że świat się zmienił.
Kiedy zaczęły się pierwsze ograniczenia związane z epidemią początkowo myślałam tylko o tym kiedy wreszcie sytuacja wróci „do normy”. I wtedy sobie przypomniałam, że już kiedyś coś podobnego przeżywałam – w innych okolicznościach – kiedy urodziło mi się dziecko. Jasne, to radosna zmiana, ale początkowo ogrom obowiązków i odpowiedzialności wywoływał we mnie rozpaczliwą chęć powrotu do „normalności”. Tymczasem ta normalność, którą znałam miała już nigdy nie wrócić. Coś się nieodwracalnie zmieniło. Na lepsze – to jasne, ale zaakceptowanie tego, że to, co było już nigdy nie wróci było bardzo istotnym krokiem w poukładaniu sobie życia na nowo.
Teraz jest – w pewnym sensie – podobnie. Coś się zmieniło – moim zdaniem – nieodwracalnie. Nawet jak epidemia się skończy, świat będzie inny.
Dlatego to uświadomiło mi, że czas kwarantanny to nie jest czas, który należy przetrwać tylko czas, który należy wykorzystać. Wykorzystać, żeby się nauczyć żyć w nowych okolicznościach, przemyśleć różne sprawy i być może trochę nad sobą popracować. Cokolwiek będzie potem – tego typu praca zawsze się przyda.
Sposób 5: Wspieranie innych
Wspierać innych można na różne sposoby. Można kogoś pocieszyć i dodać mu otuchy (można to zrobić nawet kiedy samemu się tej otuchy potrzebuje – pocieszanie innych może zadziałać i na nas). Można komuś pomóc i przynieść mu zakupy. Można szyć maseczki. Można też wspierać przedsiębiorców, którzy z powodu epidemii mają kłopoty – ostatnio zajęłam się wyszukiwaniem różnych sklepików, w których mogę zrobić potrzebne zakupy. Niektóre z nich dopiero od kilku dni prowadzą działalność online i sprawiają wrażenie, że każdy klient jest teraz na wagę złota.
Sposób 6: Lista zadań na dany dzień
Lista zadań pełni ostatnio u mnie dwie funkcje. Po pierwsze – pokazuje co muszę zrobić, żeby mi się różne obowiązki nie nawarstwiały i żeby wszystkie sprawy posuwały się do przodu. Po drugie – pokazuje również kiedy mogę zakończyć pracę. Bez tego bardzo łatwo byłoby wpaść w pułapkę pracy non stop. A tak – wiem, że jak już zrobię to, co jest na liście, to potem mogę robić co mi się żywnie podoba. Leżeć na kanapie i grać na komórce też.
Sposób 7: Powtarzanie sobie, że będzie dobrze
To może brzmi głupio, ale jeśli coś jest głupie, ale działa to…
Kiedyś, dawno temu, kiedy jeszcze pracowałam w szkole, miałam za zadanie zorganizować wycieczkę ze swoją klasą. Było mnóstwo problemów oraz mnóstwo spraw, które potencjalnie mogłyby sprawiać problemy. W dzień wyjazdu obudziłam się przerażona wizjami tych potencjalnych problemów. O nie – powiedziałam sobie w pewnym momencie, doprowadzona już do ostateczności. – Będzie dobrze i już!
I – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – było. Wycieczka okazała się spokojniejsza niż przypuszczałam, a mnie samej udało się… odpocząć – rzecz absolutnie niespotykana na szkolnych wycieczkach.
Słowa mają moc. Powtarzanie sobie, że będzie dobrze, że damy radę, że coś się wykombinuje – może spowodować, że zamiast się martwić, będziemy się skupiać na tym, co można zrobić. Wiele rzeczy można znieść, wiele problemów można rozwiązać, gdy jest się dobrze nastawionym psychicznie.
Siedem sposobów zadziała, jeśli…
Jeśli będziemy mieć świadomość, że to nie są magiczne recepty na zniwelowanie stresu (wierzcie, wiem coś na ten temat…). Nie należy się spodziewać natychmiastowych i spektakularnych rezultatów. I to chyba jest główny problem z wszystkimi radami „jak uporać się ze stresem” – one nie działają od razu. Tych metod trzeba się nauczyć. Trzeba w nich nabrać wprawy. Trzeba wyrobić sobie nowe nawyki. Trzeba ćwiczyć.
Nie da się ukryć – ostatnio sporo jest okazji do tych ćwiczeń. Ale jak z każdą trudną sytuacją – można ją potraktować także jako szansę na nauczenie się czegoś nowego – bardzo istotnego.
PS: Bohaterami zdjęć do tego wpisu są – krosno do krajek, włóczki i same krajki. Nie bez powodu. Kiedy nie miałam siły i ochoty na szycie, okazało się, że tkanie krajek to bardzo przyjemne i relaksujące zajęcie. Można to potraktować jako kolejny sposób na odstresowanie się.
Słowo ma moc..tyle razy już to słyszałam i z tego nie korzystam.powinn to zmienić.dzieki za ten wpis:)
Cieszę się bardzo, że wpis się przydał 🙂
Już nie raz się przekonałam o tym, że to, co sobie mówimy ma bardzo duży wpływ na to, co się dzieje potem. Bez jakiejś magii – po prostu nasze podejście jest inne i inaczej działamy.