… czyli jak powstawał projekt.
Kiedy zwariowana mama może projektować patchworki? Na przykład wtedy, gdy dziecię śpi.
Dziecię poszło spać. Zwariowana mama odetchnęła, zjadła kolację i siadła do zajęć twórczych, bo nie miała siły na nic więcej. Powoli zaczęło robić się późno.
Chyba trzeba iść spać – z niejakim żalem, ale rozsądnie pomyślała zwariowana mama.
Dziecię zaczęło kwękać. Takie kwękanie to nic strasznego, ale trzeba co kilka minut wstać, podać smoczek, który sie zgubił, pogłaskać, przykryć i liczyć na to, że za którymś razem wreszcie uśnie. Zwariowana mama patrząc na zmęczoną minę swojego męża wpadła na sprytny pomysł.
– Ty tu sobie śpij – powiedziała, a ja wezmę małego i będę go lulać w wózku.
Mąż z ulgą położył się spać, a zwariowana mama wzięła dziecię pod pachę i ruszyła do sąsiedniego pokoju. Tam wsadziła synka do wózka, dała smoczek (bez tego ani rusz), postawiła budkę, żeby nie przeszkadzało światło, przykryła kocykiem i siadła do pracy twórczej. Ostatecznie wstawanie co kilka minut aby podać smoczek to nie przeszkoda. A pretekst do dalszej pracy – jak się patrzy.
Synek wyczuł sprawę, bo natychmias zasnął snem sprawiedliwego.
Jak więc wyglądał proces twórczy? Zaczęło się od pinteresta.
Pinterest pomógł mi sprecyzować wizję świątecznego patchworku – ma być kwadratem składającym sie z dziewięciu bloków mających coś wspólnego z gwiazdami.
Wybrałam dwa bloki – „Ohio star” i lekko zmodyfikowany „card trick”. Następnie naszkicowałam całość i wyjęłam kredki, żeby ustalić gdzie bedzie jaki materiał.
Kiedy pokolorowałam pierwsze pole stwierdziłam, że po pierwsze kolorowanie tego zajmie zbyt dużo czasu, po drugie – wcale mi się nie chce tego kolorować, po trzecie – a jak mi sie w trakcie zmieni koncepcja, to co – od początku całe rysowanie? a po czwarte – w końcu po coś ludzie wymyślili komputery…
Najpierw w programie graficznym powstała siatka:
Potem tę siatkę wypełniłam kolorami:
Gotowy patchwork będzie nieco mniej pstrokaty, bo oba czewone materiały i oba zielone mają ten sam odcień, różnią się tylko złotym nadrukiem, ale na projekcie musiałam użyć innych kolorów dla odróżnienia.
Następnie zabrałam się za wypisywanie ile jakich elementów muszę w związku z tym wyciąć. I tu pojawiły się dwa problemy – pierwszy polegał na tym, że łatwo się zgubić i zapomnieć co już się uwzględniło, a co nie. Projekt został wiec wydrukowany, lekko pokolorowany (drukarka jest czarno biała) pocięty na kwadraciki i jakoś poszło.
Drugi problem był poważniejszy – zaczęłam wyliczać, czy wystarczy mi materiału na te wszystkie białe trójkąty. Po pierwszych wyliczeniach część białych trójkątów zmieniła kolor na inny, po kolejnych stwierdziłam, że powinno się udać, ale wtedy przyszło mi do głowy, że warto zmierzyć posiadany kawałek materiału, bo niby tłusta ćwiartka to 45 na 55 cm, ale…
Ale właśnie – okazało się, że to 43 na 54 cm. W dodatku z jednej strony jest nierówno. Już chciałam pisać do firmy produkującej te zestawy materiałów, że chyba sobie jakeś żarty stroją, tu się szyje patchworki, w patchworkach pół centymetra to dużo, a oni obcinają aż dwa. Ale okazało sie, że jak wprowadzę dalsze poprawki, to powinno wystarczyć. Niemniej jednak wycinanie zacznę od narysowania na materiale tego co chcę wyciąć i zobaczę, czy faktycznie wystarczy…
Ciąg dalszy nastąpi.