Jakie macie skojarzenia gdy słyszycie sformułowanie „szycie z resztek”? Mnie przed oczami stają stare książki o dzierganiu (owszem, to co innego niż szycie, ale to skojarzenie pochodzi z czasów, kiedy więcej dziergałam niż szyłam), w których można było przeczytać o tym skąd pozyskiwać włóczkę gdy nie ma jej w sklepie (stare swetry), a na końcu książki były fotografie modeli, które mnie osobiście zupełnie nie zachęcały do chwycenia za druty. Wiem, inne czasy, inna moda, inny styl, ale to właśnie zakodowało mi się jako robienie czegoś „z resztek” – że powstaje wtedy coś, co zdecydowanie odbiega od moich norm estetyki.
Szycie z resztek ma jednak długą tradycję – czym w końcu są patchworki? Patchwork to właśnie sposób na wykorzystanie różnych – nawet małych – kawałków materiałów – ze starych ubrań, prześcieradeł. Owszem, można oczywiście kupić zestaw materiałów, następnie pociąć je i zszyć w innej kolejności – ale patchwork swoje korzenie miał właśnie w chęci zrobienia czegoś z „niczego” – z resztek materiałów.
W internecie można znaleźć mnóstwo przykładów takich właśnie „resztkowych” patchworków. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę „scrap quilts” i wyskakuje mnóstwo – czasami bardzo ładnych a czasami straszliwie pstrokatych przykładów.
Kiedy widzę te ładne nie mogę się oprzeć wrażeniu, że trzeba mieć naprawdę dużo resztek, żeby móc z nich wybrać tak pasujące wzory i kolory (albo to wcale nie są resztki tylko kawałki pasującego zestawu materiałów), kiedy widzę z kolei te pstrokate, zaczyna mi się kręcić w głowie.
Problem w tym, że kiedy się coś szyje, to zawsze zostają jakieś kawałki – za małe, żeby uszyć z nich coś sensownego, a z kolei za duże, żeby je można bez wyrzutów sumienia wyrzucić (zwłaszcza, jeśli się pomyśli ile się płaci za metr takiego materiału)
Zazwyczaj wrzucam takie resztki do pudełka z resztkami z zamiarem wykorzystania ich przy nadarzającej się okazji, problem jednak w tym, że tempo produkcji resztek jest zdecydowanie większe niż tempo ich zużywania „przy okazji.”
Kiedy po skończonym projekcie do pudła powędrowała kolejna porcja skrawków i pudło przestało się domykać, stwierdziłam, że czas najwyższy coś z tym zrobić i zamiast czekać na okazję do wykorzystania resztek – takie okazje stworzyć.
Innymi słowy mam zamiar szukać interesujących pomysłów na takie szycie z resztek i sukcesywnie je szyć. Pomysły muszą być oczywiście dostosowane do możliwości pudła z resztkami oraz satysfakcjonować mnie pod względem estetycznym.
Dlatego też ten wpis ma w tytule „część 1” – mam nadzieję, że tych części będzie dużo więcej.
Zacznijmy od tego, że nie mam zamiaru szycia „z resztek” traktować bardzo rygorystycznie – że tylko resztki i nic więcej. Zazwyczaj żeby zrobić z resztek coś ładnego i nie tak bardzo pstrokatego przyda się również materiał, który będzie bazą.
Dlatego pierwszym pomysłem, który wpadł mi do głowy, było uszycie kilku kosmetyczek z kawałków czarnego dżinsu i zrobienie na nich aplikacji właśnie z resztek.
Wybrałam z pudła skrawki w jesiennej tonacji i naprasowałam je na dwustronną flizelinę. Następnie wycięłam odpowiednie kształty i naprasowałam je na materiał zasadniczy. Potem trzeba było to tylko przeszyć – ponieważ aplikacje były już przyklejone, więc szycie było bardzo przyjemne – nic się nie przesuwało.
Pierwszy taki panel na kosmetyczkę zrobiłam dawno temu, potem cały projekt utknął na półce, aż tu nagle nadarzyła się okazja – ktoś na facebooku poszukiwał fantów do charytatywnej licytacji.
Czemu nie? – pomyślałam sobie. To przecież świetna okazja do tego by po pierwsze – komuś pomóc, po drugie – wyżyć się artystycznie w dobrej sprawie (ciężko mi się szyje, gdy nie mam przeznaczenia dla danego przedmiotu) a po trzecie – można wreszcie wykorzystać ten czekający na półce panel
Wzięłam się więc raźno – jak na mnie – do roboty i powstały trzy kosmetyczki w tonacji jesiennej. Każda inna, w nieco innym rozmiarze (w końcu to szycie z resztek – w ten sposób powstają unikaty).
Czy jestem zadowolona z efektu?
Bardzo. Kosmetyczki podobają mi się tak, że sama bym sobie taką kupiła, gdyby nie to, że mogę uszyć. Mam nadzieję w związku z tym, że uczestnicy licytacji podzielą moją opinię i kosmetyczki sprzedadzą się drogo, wspomogą finansowo zbiórkę i będą dobrze służyć nowym właścicielom.
Czy zużyłam dużo resztek?
Cóż… nie. Na aplikacje potrzebowałam naprawdę skrawków. Co gorsze – krojąc materiał na podszewki wyprodukowałam nowe resztki, więc sumarycznie chyba jest gorzej, niż było. Pocieszam się jedynie tym, że to dopiero pierwszy resztkowy projekt i może następne poprawią sytuację.