– A teraz mama włączy mikser i mikser będzie ucierał ciasto – powiedziałam do synka.
– Babababababa – odparł synek.
Było niedzielne przedpołudnie, tuż po drzemce i drugim śniadaniu synka, można się było zabrać za pieczenie ciasta.
Postanowiłam usystematyzować nieco moje zrywy cukiernicze i wprowadzić nową rodzinną tradycję – niedzielne słodkości. Dołączyłam bowiem ostatnio na facebooku do grupy w której widuję takie cuda, że mam ochotę zamknąć się w kuchni na tydzień.
Ostatnie miesięce nauczyły mnie, że jeśli chcę coś robić, to trzeba to najpierw zaplanować. Inaczej nie będzie na to czasu. Tak więc – zaplanowałam.
Oznacza to oczywiście, że gdzieś tak w polowie tygodnia należałoby pomyśleć, co się chce upiec, aby zdążyć zrobić zakupy (lub wysłać męża, by je zrobił, bo nie do każdego sklepu da się wjechać wózkiem)
Z rozmyślań wyrwała mnie konieczność interwencji.
– Nie, synku – powiedziałam stanowczo odsuwając leżaczek-bujaczek na bezpieczną odległość – nie będziesz się bawił koszem na śmieci.
Synek zaprotestował głośnym krzykiem.
Wróciłam do ciasta.
Jeszcze trochę – pomyślałam sobie – a nie będę miała najmniejszego problemu z miską po kremie czy nadmiarowymi dekoracjami…
Ciasto Victoria sponge cake piekłam już po raz drugi. Okazało się bowiem bardzo smaczne i bardzo łatwe w przygotowaniu. Zwłaszcza, że większość pracy wykonuje mikser. To jest idealna sytuacja – mikser pracuje, a ja mam wolne.
Tym razem postanowiłam także udekorować ciasto. Kolorowe posypki i kwiatki nadały ciastu wiosenny charakter.
– Jakie ładne! – zachwycił się mąż na widok ciasta.
– Bababababa – potwierdził synek.
I między innymi dlatego lubię gotować.