Tak. To nie błąd. Piszę o podsumowaniu kwietnia. W czerwcu? Tak.
Czasami ludzie mnie pytają, jak znajduję czas na tą całą radosną twórczość. Otóż prawda jest taka, że czasem ten czas znajduję, a czasem nie. Czasem jest tak, że dziecko grzecznie się bawi, dobrze śpi w nocy, nie mamy żadnych nadprogramowych wizyt lekarskich czy innych takich, nie mam jakichś dodatkowych prac, a czasem jest… zupełnie inaczej.
Kiedy pokazuję komuś efekt pracy, zazwyczaj nie mówię, że ta praca powstała w ciągu kilku miesięcy. I nie, wcale nie dlatego, że jest taka pracochłonna, ale dlatego, że pracowałam nad nią tylko z doskoku. Dobrze pokazał to kwiecień, a potem maj. W kwietniu było trochę więcej czasu, w maju zdecydowanie mniej, ale nawet jeśli weźmiemy pod uwagę kwiecień – postępy w poszczególnych projektach wcale nie są jakieś spektakularne.
Czy to mnie martwi? Czasem tak. Wolałabym więcej, szybciej, mam tyle pomysłów na nowe rzeczy i tyle materiałów, włóczek i papierów czeka w szafkach. A czasem sobie myślę, że naprawdę nie ma się czym przejmować. W końcu – zazwyczaj – nikt mnie nie goni. A materiały jeść nie wołają – mogą poczekać.
Tak, więc co się działo w kwietniu?
Na początku kwietnia pisałam <link> o moich planach twórczych. Wybrałam sobie wtedy pięć rzeczy, które chciałam skończyć albo chociaż zrobić spory postęp. Jak poszło?
Zacznijmy więc od tego, że pomysł na wybranie pięciu rzeczy robionych różnymi technikami okazał się bardzo dobry. Z jednej strony nie przytłaczała mnie mnogość projektów (zważywszy na liczbę rozgrzebanych UFOków (UFO = unfinished object) NASA mogłoby u mnie w szafie otworzyć swoją bazę), z drugiej – nie było też nudy, bo mogłam zmieniać rodzaj pracy w zależności od chęci, czy możliwości.
Sprawdzało się to na tyle dobrze, że jeśli będę gdzieś na dłużej wyjeżdżać, to właśnie zadbam o różnorodność technik twórczych.
1. Kolorowa kosmetyczka na jogę
Kosmetyczka była typowym projektem, który utknął w końcowej fazie z powodu drobnych problemów technicznych. Problemem był pasek do noszenia tejże kosmetyczki. Z kawałka chusty, z którego szyłam zostały mi jakieś resztki i zastanawiałam się jak to skroić, żeby wystarczyło. Ponieważ materiału było ewidentnie za mało sprawa utknęła w martwym punkcie.
W końcu zszyłam razem chustę i jeans i się udało. Co prawda w ferworze prac nie zauważyłam, że jeans doszyłam prawą stroną do lewej strony chusty, ale okazało się, że lewa strona też jest ładna i postanowiłam już tego nie ruszać i udawać, że tak miało być od początku.
Kosmetyczka ma małą wewnętrzną kieszonkę (chowam do niej kartę którą wymieniam na klucz do szafki w szatni), mieści się w niej telefon, chusteczki, klucze i wszystkie te drobiazgi, które muszę mieć ze sobą.
2. Patchworkowa torba
Torba była całkiem poważnym przedsięwzięciem. Po pierwsze trzeba było uszyć do końca i przepikować patchworkowe panele (pikowanie zawsze jest nieco stresujące), po drugie – uszyć samą torbę. Tu chciałam przetestować nowe rozwiązanie – panel z zamkiem wszyty nieco poniżej krawędzi torby. Sprawy nie ułatwiał fakt, że jeans jaki miałam do dyspozycji (pochodzący z recyclingu, czyli z podartych spodni) był nieco elastyczny. Nie chciałam go z kolei podklejać, bo bałam się, że całość będzie już zbyt gruba i sztywna, jak na możliwości mojej maszyny.
Koniec końców udało się. Pikowanie poszło bez przeszkód, a panel z zamkiem trafił na swoje miejsce. Torba wewnątrz ma jedną kieszonkę na zamek i dwie kieszonki otwarte – zrobione z kieszeni spodni. Jeans stonował kolory różowych materiałów i całość wygląda oryginalnie, a jednocześnie nie nazbyt krzykliwie.
A – i dopiero na zdjęciu zobaczyłam, że jest jeszcze kilka nitek do obcięcia 😉
3. Haft czarny – SAL
W tym przypadku trudno mówić o skończeniu pracy, ponieważ kawałki wzoru mają być publikowane do końca roku. W dodatku odkryłam, że wzory z poprzednich miesięcy są zebrane w wygodnych plikach (po jednym na każdy miesiąc) które można sobie wydrukować i zabrać na kanapę. Dlatego postanowiłam nie spieszyć się z kolejnymi etapami – wyszyłam wszystko co było przeznaczone na styczeń, luty i marzec i teraz robię sobie przerwę, żebym mogła znów haftować z kartek, a nie z komputera.
4. Sukienka na drutach
Sukienka miała być szybkim projektem (tak napisali we wzorze), ale wcale szybko mi to nie szło. Na drutach sporo oczek, niezbyt łatwo się przesuwały (bo robię ciasno) i w dodatku jest dość monotonnie (dobrze chociaż, że są paski). Wymarzona robótka do oglądania seriali. Ale mimo ukończenia drugiego sezonu Riverdale nadal mam jeszcze sporo do zrobienia. Dobrze, że wybrałam taki duży rozmiar, bo mam jeszcze trochę czasu zanim córcia mi urośnie.
5. Mozaikowy szal
Mozaikowy szal zachwyca mnie coraz bardziej – kolejne kolory się zmieniają i strasznie jestem ciekawa jak to będzie wyglądać dalej. Ale – mozaika jest bardzo czasochłonnym ściegiem. W związku z tym do końca jeszcze daleko. Na razie zaczęłam trzeci kolor (w sumie jest ich w motku pięć).
Jakie były plany na maj?
Miałam zamiar dalej ciągnąć szal i sukienkę, haftować wielki obraz krzyżykami oraz uszyć bluzkę i pudełko na piloty do telewizora. Miałam zamiar… ale…
Ale na samym początku maja do kolejki wskoczyły trzy dość pilne projekty. O tych projektach będę pisać w podsumowaniu maja. Mam nadzieję, że uporam się z tym pisaniem szybciej niż w przypadku kwietnia.