Menu
szycie-w-miedzyczasie.pl
  • Strona główna
  • O mnie
  • O szyciu i życiu
  • Filozoficznie
  • Zwariowana mama
  • Radosna twórczość
  • Sposób na…
szycie-w-miedzyczasie.pl

Siedem rzeczy, których nauczyłam się będąc mamą – część druga

Napisano dnia 31 sierpnia 201818 maja 2019

Zanim urodził się synek miałam mnóstwo obaw. Jedna z nich dotyczyła tego, czy w ogóle będę w stanie to wszystko ogarnąć. Nie należałam nigdy bowiem do tytanów pracy, którzy mogą wstawać o świcie, cały dzień zasuwać i kłaść się późnym wieczorem. Wręcz przeciwnie – bez porządnej dawki snu kiepsko funkcjonuję, bez odpoczynku tym bardziej.
Tymczasem wiele z tego, co słyszałam i czytałam na temat macierzyństwa – szczególnie te teksty, które zaczynały się od słów, że nie będzie „lukrowania”- nie napawało mnie optymizmem.

Jak ja dam sobie radę? – myślałam przerażona.
Tymczasem okazało się…
Okazało się, że przez ostatni rok byłam permanentnie zmęczona i niewyspana. Że w chwili kiedy najbardziej się spieszę, jest również największa szansa, że trzeba na gwałt zmieniać dziecku pieluchę (i przy okazji je przebrać), że dokładnie w momencie, w którym przygotuję sobie obiad i mam zamiar zacząć jeść słyszę „łeeeeeee” – z sypialni.
Jednocześnie jednak – i to mnie najbardziej zaskoczyło – jeszcze nigdy nie miałam tak dużej weny do działania, jeszcze nigdy przejście od pomysłu do realizacji nie następowało tak płynnie, bez skupiania się na nieistotnych szczegółach. Czasami sama się zastanawiam, jak to jest możliwe, ale jedna z odpowiedzi brzmi:

Lekcja druga – jak już możesz działać, to działaj

Ufff – dziecko wreszcie zasnęło… Co teraz?
Cichutko zamykam drzwi do sypialni, robię sobie kawę jeśli jej jeszcze nie piłam i…
I siadam do pracy. Natychmiast.
Ale jak to? Tak bez sprawdzenia facebooka, bez zajrzenia na ulubione forum, bez obejrzenia chociaż kawałka odcinka serialu..?

Samą mnie to zdumiało, ale okazuje się, że tak – jestem w stanie usiąść do pracy bez tego wszystkiego i w dodatku nie  tylko usiąść ale i intensywnie pracować. Jakim cudem? Sprawa jest bardzo prosta. Najbardziej do działania motywują mnie bowiem dwie – dość oczywiste – rzeczy.

Pierwsza z nich to konieczność. Jeśli muszę coś zrobić i na dodatek mam ściśle określony termin na kiedy to muszę zrobić – to robię to po prostu i już. Zwłaszcza jeśli konsekwencje niezrobienia są dotkliwe. Jeśli nie przygotuję się do zajęć, to nie będę w stanie ich poprowadzić, jeśli nie schowam jedzenia do lodówki, to ono się zepsuje, jeśli nie zrobię prania, to następnego dnia nie będę miała się w co ubrać do pracy i tak dalej.

Problem zaczyna się wtedy, gdy coś nie jest wcale takie konieczne albo nie musi być zrobione w najbliższym czasie.
Drugą rzeczą, która mnie motywuje – a która z wielką mocą objawiła się po urodzeniu synka – jest przekonanie, że „teraz albo nigdy”.
Jeśli nie zrobię czegoś w momencie, gdy mam okazję, to następna okazja może się już tego dnia nie trafić albo trafi się na tyle późno, że już będę zbyt zmęczona, by to zrobić.
Jest wiele rzeczy, które można zrobić w towarzystwie małego rozrabiaki. Ale są też rzeczy, które wymagają skupienia. Chwile, w których mogę sobie pozwolić na pełne skupienie nie trafiają się wcale tak często. Dlatego też jeśli dziecko zaśnie, to nie tracę czasu na facebooka, na przekładanie materiałów z miejsca na miejsce, na telefoniczne plotki z mamą – te rzeczy mogę przecież robić, gdy już się obudzi.

Co więcej – jak przez kilka miesięcy pracowałam właśnie w taki sposób, okazało się, że trochę się do tego przyzwyczaiłam i zaczęłam wpadać w tryb „działamy!!!!” nawet wtedy gdy robię coś co nie jest aż tak konieczne czy aż tak pilne. Szczytem wszystkiego był moment, gdy siedziałam przy maszynie do szycia (co jest, jak wiadomo, czynnością nie tylko niekonieczną, ale wręcz podpadającą pod kategorię „rozrywka”) i usłyszałam dźwięk SMSa. Już chciałam wstać i pójść po telefon, gdy nagle stwierdziłam, że warto jednak najpierw skończyć to, co właśnie szyję. W końcu nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem synek zaraz się nie obudzi…

Kiedyś czytałam trochę na temat sposobów motywowania się do pracy i eliminowania rozproszeń. Metody były różne i – na moje oko – miały różną skuteczność. Nikt jednak nie wpadł na prosty pomysł, że najlepszym trenerem skupienia się na tym, co się robi jest dziecko-które-może-w-każdej-chwili-się-obudzić.

Link do poprzedniej części:
Lekcja 1

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

©2023 szycie-w-miedzyczasie.pl | Powered by SuperbThemes & WordPress