Czasami mam takie wrażenie, że dzieci wywołują u innych zdolności do jasnowidzenia:
– No, zobaczycie, co to będzie, jak zacznie ząbkować…
– Teraz to się jeszcze sam bawi, ale jak zacznie chodzić, to już nie będziecie mieć ani chwili spokoju…
– Teraz to macie dobrze, bo dużo śpi, ale potem jak już przestanie…
– Na razie nic nie mówi, ale jak wam zacznie pyskować…
Dziwnym trafem większość tych przepowiedni jest ponura i sugeruje, że będzie tylko gorzej. Teraz już jestem mądrzejsza i większość tego typu tekstów zbywam uśmiechem, bo wiem, że znaczna część tych ponurych przepowiedni się nie sprawdziła, a te, które się sprawdziły okazały się wcale nie takie ponure – może to banał, ale miłość naprawdę pomaga znieść wiele niedogodności. Niemniej jednak na początku kosztowały mnie wiele stresów. Myślałam sobie, że jeśli tak ciężko jest mi z noworodkiem, który podobno jest taki bezproblemowy, to jakim cudem dam sobie radę później???
Nie wiem dlaczego to przepowiadanie jest takie ponure i w szczególności – po co młodej stażem matce, która i bez tego ma mnóstwo stresów, dokładać kolejnych? Zwłaszcza, że – jak to z przepowiedniami bywa – ich sprawdzalność jest czysto losowa.
Dlatego też, po tym pierwszym roku uważam, że jedną z najważniejszych rzeczy jest…
Lekcja piąta – jak jest źle, myśl: „będzie lepiej!”, jak jest dobrze, myśl: „jest dobrze!”
Działo się to jakichś kilkanaście lat temu. Byłam razem z kolegami na wędrówce po Beskidach. Nie wiem, co tego dnia poszło nie tak – czy za późno wyszliśmy ze schroniska, czy ktoś pomylił trasę, w każdym razie pod wieczór, kiedy byliśmy już solidnie zmęczeni, okazało się, że do miejsca noclegowego mamy jeszcze kilka kilometrów. Szliśmy przez ciemny las, ledwo trzymałam się na nogach, a plecak osiągnął względną masę stu ton. I wtedy właśnie odkryłam jak wielkie znaczenie ma nastawienie psychiczne. Gdy myślałam o tym, jak wiele drogi przed nami – natychmiast obezwładniało mnie zmęczenie. Gdy powtarzałam sobie, że na pewno za chwilę ten las się skończy i dotrzemy do schroniska – okazywało się, że mam więcej sił.
Kiedy zostałam mamą…
No właśnie. Bycie mamą jest bardzo podobne pod pewnymi względami do chodzenia po górach. W górach widoki są absolutnie cudowne, ale bywają tez niewąsko męczące podejścia. Jak się jest mamą, to nierzadko pada się ze zmęczenia, ale… Znów banał, ale uśmiech dziecka potrafi wynagrodzić wszystko.
Okazuje się, że w chwilach, kiedy jest ciężko bardzo pomaga mi myśl, że to nie będzie trwało wiecznie. Że kiedyś mi powie, dlaczego płacze i o co mu chodzi, że jak będzie głodny to mu powiem, żeby sobie wziął coś z lodówki, że nie będzie się tak frustrował, że nie może do czegoś dosięgnąć albo, że nie wychodzi mu nakładanie kółka na patyk, że zamiast dźwigać do windy i jego i zakupy, to on pomoże mi nieść te zakupy, że nie będzie walki o zasypianie i tak dalej…
W takim myśleniu „będzie lepiej” kryje się jednak pewna pułapka – można całe życie spędzić czekając na coś, zamiast cieszyć się tym, co jest w danej chwili.
Dlatego ważne jest, by dostrzegać chwile, w których jest dobrze i przyjemnie i cieszyć się tym. Bardzo lubię wyszukiwać takie „miłe chwile” w ciągu dnia – kiedy idę do pracy, cieszę się drogą, której kawałek biegnie spokojną, zieloną uliczką, kiedy robię coś, co jest dość nudne – umilam sobie to, włączając jakiś serial (w ten sposób stałam się fanką prasowania pościeli – traktuję to, jako pretekst do oglądania seriali…), kiedy jestem totalnie padnięta i jedyne na co mam ochotę to leżenie plackiem – kładę się na podłodze obok synka. Jego entuzjazm w takich chwilach zawsze mnie rozwesela. Kiedy jest dopiero poranek, a ja mam już dość – robię sobie kawę…
Można dostrzec i stworzyć dużo takich miłych chwil. Zawsze uważałam, że to ważne, ale teraz – gdy jestem mamą – jest to jeszcze ważniejsze.
Bo teraz – nie tylko ja się cieszę tymi miłymi chwilami i nie tylko ja się tego uczę.
Linki do poprzednich części:
Lekcja 1
Lekcja 2
Lekcja 3
Lekcja 4